Dążenie do minimalizmu wiąże się ze składaniem sobie różnych obietnic. Jak ta, że od dziś nie kupię niczego spontanicznie lub że wniosę do domu jakiś przedmiot tylko wtedy, kiedy wyniosę dwa inne. Albo jeszcze że pomaluję wszystko na biało. Za sprawą różnych blogów, książek i artykułów dochodzisz do wniosku, że tak wiele jeszcze można zrobić. Nie zawsze jednak to postanowienie przystaje do aktualnej wersji ciebie.
Nie tak dawno rozmawiałam z koleżanką, która kilka lat temu była na moich urodzinach. Otóż w momencie kolejnego zrywu rozpisałam sobie plan dnia. Miałam kolejny zryw i wypisałam sobie, że codziennie o 6.30 będę ćwiczyć. I ta biedna dziewczyna przez kilka lat myślała, że tak właśnie robię ;).
Jednak nie postrzegam się jeszcze jako osobę, która potrzebuje zorganizowanej codziennej porcji ruchu. Owszem, jestem kimś, kto doprowadza czasem swoje mięśnie do takiego stanu, kiedy konieczne jest ich rozruszanie. Prawdopodobnie z powodu braku solidnej porcji ruchu cierpiałam w ciąży na tzw. rwę kulszową (podobno lekarze, jeśli nie wiedzą, co konkretnie dolega ciężarnej, to taką stawiają diagnozę).
I wracamy do zdania: „Nie zawsze jednak to postanowienie przystaje do aktualnej wersji ciebie”. Chciałam wcześniej ćwiczyć, bo to takie cool, no i fajnie jest ćwiczyć, potem trochę się pochwalić, ubrać jakieś ładne adidaski. Szmery bajery, no. I mi to nie wychodziło. Nie pasowało do mnie. Dopiero kiedy inaczej rozłożyłam akcent, kiedy wiem, po co jest mi to potrzebne, jest mi łatwiej. Choćby zrobić kilka wymachów po obudzeniu, rozprostować stare kości, właściwie napiąć mięśnie, podnosząc Młodego. Niby nic, ale w taki właśnie sposób dbam o swoje zdrowie.
Jeśli chodzi o minimalizm tu podobnie. Można postanawiać. Ale póki nie odkryjesz w tym wartości, która przystaje do twojego życia, niewiele z tego wyjdzie.
Zgadzasz się z tym wnioskiem? Co dla Ciebie jest ciągle w sferze postanowień, a czego nigdy się nie udaje zrealizować? Czym dla Ciebie jest minimalizm?